Pobudka rano. Trzeba znowu pakowac manatki i wyruszac. W podróż wybieraliśmy się starym mercedesem z parą Holendrów. Przed właściwą wycieczką, zgodnie z ustaleniami kierowca zabrał nas do Ait Benhaddou. Jest to jeden z najlepiej zachowanych ksarów w rejonie Atlasu. Kręcono tu wiele znanych filmów jak Lawrance z Arabii, W obliczu śmierci czy Gladiator. Niestety spędzamy tam tylko godzinę. Z rzeczy praktycznych:
- jeśli pada lub padało poprzedniego dnia, aby dostac się do ksaru trzeba przekroczyc małą rzeczkę. Ja niestety ubrany bylem w coś a'la trampeczki i musiałem skorzystac z osła. Za opłatą oczywiście.
- jak już przekroczycie rzeczkę szukajcie wejścia głównego. Tych gości, którzy machają rękami i pokazują drogę do wejścia należy sobie odpuścic ponieważ to wejście przez prywatną zagrodę i trzeba za to zapłacic.
Wracamy po naszych towarzyszy podróży na kolejne trzy dni. Bardzo przyjemna para Alex i Maria. Tylko nasz kierowca okazuje się typem "szybko, szybko". Nie wyraża ostentacyjnie niezadowolenia z naszych ciągłych próśb o zatrzymanie się, ale na szyi widac skaczący gul.
Jedziemy przez dolinę róż, zwiedzamy kasbę w wiosce Skoura, dojeżdżamy do wąwozu Dades, posiłek w knajpce na górce i pod koniec dnia lądujemy w bardzo fajnym hotelu. W planach na dzień dzisiejszy miała byc jeszcze wycieczka po okolicznych górkach, ale nasze ciągłe postoje spowodowały, że jest już zbyt późno. Niemniej kolejnego dnia rano mamy obiecaną ową wycieczkę. Ja już z góry wiem, że o godzinie szóstej budzic się nie będę i na wycieczkę wybierze się Ania.